Korzyści z picia alkoholu są różne. Niektóre znamy doskonale, jak ułatwiająca zaśnięcie szklanka piwa lub trochę whisky na noc. Nie jest to jednak najlepszy środek usypiający, gdyż alkohol pozbawia nas kluczowej fazy snu – tej, w której oddajemy się sennym marzeniom. Systematyczny brak tej fazy może być przyczyną halucynacji delirium tremens, występujących u nałogowych alkoholików. Są jednak opinie, że delirium jest raczej objawem reakcji na odstawienie alkoholu.
Ludzie spożywający alkohol w umiarkowanych ilościach, 2-3 jednostki dziennie, rzadziej zapadają na chorobę wieńcową i mają niższy poziom cholesterolu we krwi. Picie więc może być korzystne dla serca, ale tylko w umiarkowanych ilościach. Mężczyznom wypijającym więcej niż sześć kufli piwa dziennie (równowartość 12 jednostek alkoholu) grozi nagły atak serca z dwukrotnie większym prawdopodobieństwem niż osobom nie pijącym – takie wnioski wynikają z badań profesora Gerry’ego Shapera z Royal Free Hospital w Londynie, prowadzonych przez 8 lat na grupie ponad 7500 mężczyzn w średnim wieku. Każdego roku 25 osób z tej grupy umierało na atak serca, przy czym dwie trzecie zgonów przypadało na mężczyzn dużo pijących.
Przedstawione w 1992 roku w prestiżowym piśmie „Lancet” badania stylu życia francuskich farmerów potwierdzają tezę o pozytywnym działaniu alkoholu. Dr Serge Renaud z Narodowego Instytutu Zdrowia i Badań Medycznych w Lyonie twierdzi, że francuscy farmerzy są mniej podatni na chorobę wieńcową, mimo że ich dieta obfituje w tłuszcze zwierzęce. Chorobie tej przeciwdziałać ma stosunkowo duże spożycie alkoholu w postaci czerwonego wina. Zalecaną ilością są tu dwie szklanki wina dziennie. Należy jednak pamiętać, że czerwone wino nie jest lekarstwem. Nie wyleczy nabytej już choroby. Wartość wina polega na działaniu profilaktycznym. Opublikowana w 1992 roku informacja o dobroczynnych skutkach picia wina spowodowała wzrost spożycia tego napoju w Stanach Zjednoczonych o 44%. Grupa badaczy z Kaiser Permanent Medical Center z Oakland w Kalifornii twierdzi, że również białe wino zmniejsza ryzyko zachorowania na wieńcówkę. Ciągle pozostaje kwestią dyskusyjną, czy za opisane pozytywne efekty odpowiada sam alkohol czy obecne w winie związki fenolu. Przeciwutleniające właściwości tych związków mogą spowalniać tworzenie się osadów z lipoprotein o małej gęstości (LDL), „złej” formy cholesterolu, którą omówimy w kolejnym rozdziale.
Pijący alkohol nie tylko mają niższy poziom cholesterolu we krwi oraz rzadziej zapadają na choroby serca, również rzadziej przeziębiają się. Takie są wnioski podsumowujące wielki projekt badawczy, przeprowadzony przez nie istniejącą już Common Cold Unit w Salisbury w Anglii. Nie każdy wirus przeziębienia, na jaki natrafimy, prowadzi do przeziębienia. Każdego roku infekuje nas od 4 do 10 rodzajów wirusów, ale tylko połowa z nich doprowadza w końcu do choroby. Na resztę jesteśmy uodpornieni. Stres zmniejsza naszą odporność. Okazuje się, że spożywający dwie jednostki alkoholu dziennie przeziębiają się dwukrotnie rzadziej niż zupełni abstynenci. Pod warunkiem wszak, że nie palą tytoniu. Papierosy odbierają alkoholowi cały jego dobroczynny wpływ.
Doszukiwanie się leczniczych właściwości wina ma długą historię. Dr Eduard Maury w dość osobliwych książkach Wino najlepszym lekarstwem i Twoje dobre zdrowie przedstawił listę win odpowiednich do leczenia wielorakich schorzeń, od niestrawności po reumatyzm. Autor radził, aby osoba ważąca 70 kg spożywała dziennie butelkę wina (dwukrotnie więcej, niż przewiduje obecna norma dla mężczyzny). Niektóre z porad Maury’ego należą dziś do anegdot, jak choćby zalecenie, by szampanem leczyć niestrawność i nadciśnienie oraz stosować ten trunek podczas rekonwalescencji jako środek wzmacniający. Mniej znane są jego cudaczne porady, by pić Vouvray na zaparcia, Medoca na artretyzm i biegunki, a na otyłość rieslinga lub bordo.